Agnieszka Zakrzewicz swą dziennikarską pracę rozpoczęła w Radiu Watykańskim. Dziś, mieszkając od 20 lat w Rzymie i pracując jako korespondent zagraniczny dla polskich mediów, opowiada o kulisach Kościoła i Watykanu. W szczególności o tych sprawach, które najbardziej dotykają problemu kobiet w funkcjonowaniu tej instytucji, pedofilii, homoseksualizmu, sekularyzacji współczesnego społeczeństwa oraz przemian Kościoła katolickiego w epoce „postwojtyłowej“. W blogu „W cieniu San Pietro“ znajdziecie wszystko to, o czym otwarcie pisze prasa zagraniczna, a o czym z trudnością przeczytacie w prasie polskiej.

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Ukazało się wdanie włoskie "Watykańskiego labiryntu"

Kliknij "lubię to" - W cieniu San Pietro fan page na Facebook

sobota, 13 października 2012

80. Vatileaks i proces papieskiego kamerdynera – rozmowa z watykanistą Sandro Magister*


Po publikacji książki Gianluigiego Nuzziego „Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI“ w Watykanie wybuchła afera Vatileaks, której konsekwencją był proces papieskiego kamerdynera Paola Gabriele oskarżonego o kradzież tajnych dokumentów papieża. Przewód sądowy trwał zaledwie tydzień i zakończył się 6 października 2012 roku wyrokiem 18 miesięcy więzienia oraz obarczeniem kosztami procesu. Jaka Pan ocenia całą  sprawę?
Wygląda na to, że proces Paolo Gabriele był tylko częścią szerszego postępowania sądowego dotyczącego większej ilości oskarżeń - w tym, między innymi zdrada tajemnicy państwowej, zdrada zaufania papieża. Oskarżenia te najprawdopodobniej będą wymagały dalszych dochodzeń i być może obejmą one także innych podejrzanych. Nie są to moje osobiste spekulacje - zostało to napisane w akcie oskarżenia, który wysyłał kamerdynera pod sąd, ponieważ przyznał się on do winy.
Majordomus w zasadzie został przyłapany na gorącym uczynku, gdyż tajne dokumenty znaleziono w jego domu. W przypadku Gabriele prokurator miał już wszystkie dowody, aby przeprowadzić proces sądowy dotyczący kradzieży. Praktycznie wszystko było jasne - dlatego rozprawy zakończyły się tak szybko. Nie jest powiedziane, że Paolo Gabriele w przyszłości nie będzie sądzony także z innego oskarżenia, w innym procesie.
Co do faktu, że kamerdyner sam jeden dokonał kradzieży tajnych dokumentów papieża raczej nie ma już wątpliwości - bo tylko on był w stanie zrobić to. Nie można jednak wykluczyć, że inne osoby wewnątrz Watykanu pomogły mu w upowszechnieniu ich lub namawiały go do tego. Skazanie majordomusa za kradzież to najprawdopodobniej pierwszy krok będący konsekwencją afery Vatileaks. Drugim będzie osądzenie informatyka pracującego w Sekretariacie Stanu -  Claudia Sciarpelletti, który jest oskarżony o pomocnictwo. Jak wynika z aktu oskarżenia przedstawionego w sierpniu 2012 roku - także inne osoby współdziałały zarówno z informatykiem, jak i z kamerdynerem.

Czy to znaczy, że w Watykanie miał miejsce spisek?
Spisek to chyba zbyt duże słowo - bo wymaga on tajnego porozumienia pomiędzy grupą osób, mającą jednego lub kilku przywódców i działającą aby osiągnąć konkretny cel. Moim zdaniem w Watykanie w ostatnim czasie wiele osób postępowało jak Paolo Gabriele, mając jednak na celu osobiste interesy - a te nie zawsze idą w parze z interesami innych. Moim zdaniem wszystko to, co stało się w ostatnim czasie w Watykanie wynika z przerostu ambicji wielu kardynałów, którzy działali przeciwko sobie i na przekór sobie. Afera Vatileaks wybuchła, gdyż już od dłuższego czasu został zerwany pakt lojalności, który obowiązuje ludzi należących do jednej instytucji. Jeżeli jest się częścią jakiejś struktury, nie działa się przecież umyślnie i z premedytacją na jej szkodę.
Przypadek Paola Gabriele jest emblematyczny bo to człowiek, który cieszył się najwyższym zaufaniem Ojca Świętego i zdradził go, niemal na jego oczach. Majordomus był laikiem najbliższym papieżowi ze wszystkich ludzi. Należał do Rodziny papieskiej, zasiadał i jadł z Jego Świętobliwością przy tym samym stole. Uczestniczył w życiu prywatnym Josepha Ratzingera i miał nieograniczony dostęp do wszystkich dokumentów, które leżały na jego biurku.  Paolo Gabriele po prostu zdradził papieża.

Z tego właśnie powodu największe wrażenie zrobiły jego słowa: "Zrobiłem to tylko i wyłącznie z głębokiej miłości do Kościoła Chrystusa i do jego ziemskiego Przywódcy. Nie czuję się złodziejem." Co Pan myśli o tym?
Nie mam wątpliwości, że Paolo Gabriele wypowiedział szczerze te słowa i jest święcie przekonany o słuszności swojego działania. Zarówno podczas dochodzenia, jak i podczas procesu Gabriele był szczery. Ta jego szczerość jednak odsłania nam osobę fanatyczną, przekonaną o swojej wielkiej misji, którą jest ratowanie Kościoła przechodzącego okres dekadencji. Człowiek ten z miłości do Kościoła był gotów czynić rzeczy nielegalne. Historia zna wiele takich przypadków, gdy osoby popełniające nawet ciężkie zbrodnie robiły to w imię wielkich i pięknych ideałów.
W sądzie kamerdyner robił wrażenie człowieka słabego wewnętrznie, podlegającego sugestiom innych. Pomimo przekonania o swojej wielkiej misji, miał potrzebę poparcia osób ważnych i szukał ich aprobaty. Zwierzał się i konsultował z innymi - wśród nich kardynałowie Angelo Comastri i Paolo Sardi, biskup Francesco Cavina oraz była guwernantka Ratzingera Ingrid Stampa.
Kardynał Sardi od 2009 jest Pro-Patronem Suwerennego Zakonu Maltańskiego, a wcześniej pełnił bardzo delikatną rolę, gdyż jako wicekamerling Kamery Apostolskiej zajmował się konfekcjonowaniem przemówień papieskich, zarówno Jana Pawła II jak i Benedykta XVI. Więc to osobistość bardzo ważna. Ingrid Stampa do tej pory jest odpowiedzialna za włoskojęzyczną wersję wszystkich tekstów papieża, pracuje w Sekretariacie Stanu i nadal ma wolny dostęp do apartamentów papieskich. Wszystkie wymienione postacie znały bardzo dobrze Paolo Gabriele i miały z nim bliskie relacje. Oczywiście osoby te nie zostały uznane za współwinne i nie uczestniczyły w żaden sposób w akcie kryminalnym kradzieży dokumentów, były tylko świadkami w procesie.

Najbardziej tajemniczą i kontrowersyjną postacią okazał się spowiednik Paola Gabriele. Wątek ojca duchowego i powiernika, pojawił się, gdy ujawniono w sierpniu fragmenty zeznań kamerdynera. Była w nich mowa o tajemniczym "księdzu B", który na jego prośbę przechowywał kopie tajnych dokumentów, wyniesionych zza Spiżowej Bramy, a następnie je spalił. Przez moment myślano nawet, że "księdzem B" mógł być Polak. Później sprawa się wyjaśniła?
Podczas ostatniej rozprawy ujawniono nazwisko spowiednika - to ksiądz Giovanni Luzi ze wspólnoty „Matka dobrego pastora" z Palestriny koło Rzymu. Jego rola w całej aferze Vatileaks jest dość zastanawiająca, bo podczas procesu wyszło na jaw, że Paolo Gabriele, który przechowywał w domu niezliczoną ilość dokumentów wykradanych latami z Watykanu, - kiedy zdecydował się dać część z nich dziennikarzowi Gianluigiemu Nuzziemu, przekazał ich kopie do przechowania także swojemu spowiednikowi. Ksiądz Luzi podczas przesłuchania mówił, że otrzymał pudło pełne dokumentów, ale po kilku dniach spalił wszystko, bo dowiedział się, że były owocem nielegalnej działalności. Co jednak powiedział jako "ojciec duchowy" Paolowi? Doradził mu, aby nigdy nie przyznawał się do winy, chyba, że poprosi go o to sam papież. Tak widocznie było - bo gdy wyszły na jaw ewidentne dowody winy majordomusa, gdyż sekretarz papieża ojciec Georg Gänswein odkrył w książce Nuzziego dokumenty, które mogły zostać zabrane tylko z jego biurka i wezwał na rozmowę podejrzanego, dając mu okazję do przyznania się - Gabriele zaprzeczył.
Spowiednika przesłuchiwano w charakterze świadka, ale trzeba przyznać, że jego rady spirytualne dla kamerdynera były co najmniej dziwne.

Przeczytał Pan książkę Gianluigiego Nuzziego "Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI"? Jak Pan ocenia jej zawartość?
Oczywiście, że przeczytałem. Dokumenty opublikowane w książce są bardzo różne, pochodzą z różnych kongregacji i instytucji watykańskich. Jedne są ważne, inne mniej ważne. O wielu sprawach, zwłaszcza dotyczących Włoch już wiadomo było od dawna - w książce znalazły się dokumenty potwierdzające fakty. Ich publikacja nie wzbudziła więc dodatkowych polemik za Spiżową Bramą.
Moim zdaniem prawdziwym problemem dla Watykanu jest właśnie zerwanie paktu lojalności. To prawie śmiertelny cios dla Kurii. Kiedy zdrada jest na tak wysokim szczeblu, nikt nie ma już do siebie zaufania.
Vatileaks to masowe wyjście tajnych dokumentów z najważniejszych biur Stolicy Apostolskiej. W Kościele katolickim sekret sumienia i lojalność mają centralne znaczenie. W obliczu takiej zdrady, każdy kto chciałby zwrócić się do papieża w formie poufnej, będzie się bał, że jego tajemnice mogą wyjść na jaw. Vatileaks zniszczył przywilej raportu konfidencyjnego z papieżem - to największy problem w tej całej historii.

Co afera Vatileaks mówi nam o współczesnym Kościele i o rządach Benedykta XVI?
Na pewno ta afera ujawniła stan dezintegracji centralnego rządu Kościoła, co jest faktem bardzo oczywistym. Naturalnie Kościół Powszechny nie jest całkowicie uzależniony od funkcjonowania władzy centralnej, bo został powołany do życia przez Jezusa Chrystusa, ma swoją misję i wykracza ona poza sprawy biurokratyczne. Problemy w Kurii rzymskiej nie oznaczają, że cały Kościół jest w fazie rozkładu. Niezależnie od tego, co w Watykanie dzieje się na oczach wszystkich, zaufanie i szacunek do papieża Benedykta XVI rośnie.

Afera Vatileaks, zdrada Paolo Gabriele i książka Gianluigiego Nuzziego - wbrew pozorom to wszystko wzmocniło pozycję Benedykta XVI. Papież jest przecież "pozytywnym bohaterem" tej całej historii. Trudno się więc dziwić, że kamerdyner najprawdopodobniej zostanie przez niego ułaskawiony.
W pewnym sensie tak, gdyż wyszły na jaw wszystkie zmagania Benedykta XVI mające na celu wprowadzenie poważnych, strukturalnych reform w Kurii. Rząd centralny Kościoła przechodzi moment olbrzymich trudności - nie jest to jednak wina Josepha Ratzingera. Bałagan w Kurii niestety został odziedziczony z czasów jego poprzednika, bo Jan Paweł II - który bez wątpienia był wielkim papieżem pod wieloma względami - zupełnie nie zajmował się administrowaniem Watykanu. Kuria rzymska zdezintegrowała się właśnie podczas pontyfikatu Karola Wojtyły - podzieliła się na małe feuda, podległe różnym kardynałom czy arcybiskupom, z których każdy dbał o własne interesy, a te często były w konflikcie.
Benedykt XVI odziedziczył taki stan rzeczy. Stojąc na czele Kongregacji Doktryny Wiary przez wiele lat obserwował, co dzieje się w Kurii, choć on sam trzymał się zawsze na boku i nie należał do żadnej "kardynalskiej partii", ani sam nie miał swojej. Choć Ratzinger nie miał własnego klanu, wszyscy jednak bali się go i szanowali. Dlatego też był jedynym, prawdziwym kandydatem na papieża, który mógł przeprowadzić Kościół przez epokę postwojtyłową. Może się wydawać, że Benedykt XVI nie rządzi Watykanem lub nie radzi sobie z rządami. Jest jednak odwrotnie - to papież, który wprowadza reformy w Kurii i tego namacalnym dowodem jest właśnie Vatileaks.

*Sandro Magister – dziennikarz i pisarz włoski, wieloletni watykanista włoskiego tygodnika „L‘Espresso“. Studiował teologię, filozofię i historię na Uniwersytecie w Mediolanie i na Katolickim Uniwersytecie Świętego Serca w Rzymie. Współpracuje z telewizją Konferencji Episkopatu Włoch, dla której stworzył progrem „Niedziela z Benedyktem XVI“. Od lat prowadzi jeden z najpopularniejszych portali internetowych o Kościele i Watykanie - www.chiesa.espressonline.it



piątek, 28 września 2012

79. Vatileaks - w Watykanie rozpoczyna się proces przeciwko Paolo Gabriele i Claudio Sciarpelletti

 
W sobotę 29 września 2012 roku, o godz 9.30 w Watykanie rozpocznie się proces przeciwko Paolo Gabriele - papieskiemu kamerdynerowi oraz Claudio Sciarpelletti - technikowi informatycznemu w Sekretariacie Stanu. Majordomus aresztowany 23 maja pod zarzutem wyniesienia z apartamentów papieskich tajnych dokumentów jest oskarżony o kradzież, informatyk będzie odpowiadał za pomocnictwo. W domu Paola Gabriele, oprócz dokumentów, w trakcie przeszukania znaleziono również grudkę złota, czek na 100 tysięcy euro zapisany na papieża oraz piętnastowieczną księgę.
Skład trybunału watykańskiego to trzech sędziów: Giuseppe Dalla Torre (prezes watykańskiego sądu), Paolo Papanti Pelletier i Venerando Marano. Prawnik Nicola Picardi będzie nadal promotorem sprawiedliwości w procesie – funkcja ta jest odpowiednikiem prokuratora. Rzecznik prasowy Watykanu ksiądz Federico Lombardi, powiedział podczas konferencji prasowej, że trudno przewidzieć ile może trwać proces, ale "jest mało prawdopodobne, że zakończy się w ciągu jednego dnia".
Pod koniec sierpnia złożył rezygnację adwokat Carlo Fusco – główny obrońca majordomusa. Powodem była „różnica zdań z klientem“. Fusco przyjął linię ugodową, twierdząc, że Gabriele działał w dobrej wierze całkowicie sam i nie było żadnego spisku. Obrońcą jest teraz adwokatka Cristiana Arru, która wspomagała wcześniej Fusco. Nową linię obrony majordomusa poznamy dopiero w trakcie procesu. Adwokatem informatyka Sciarpelletti jest Gianluca Benedetti. Kalendarz rozpraw zostanie dopiero ustalony przez sędziego Della Torre. Proces, który odbędzie się w sali rozpraw Trybunału Państwa-Miasta Watykańskiego, będzie mogła obserwować tylko mała grupa dziennikarzy prasowych i agencyjnych. Telewizje i fotoreporterzy nie zostaną wpuszczeni na salę rozpraw.

Paolo Gabriele przyznał się, że rozpoczął kontakty z dziennikarzem Gianluigim Nuzzim w październiku lub listopadzie 2011 roku, szukając go poprzez redakcję telewizji „La7“. Po kilku spotkaniach nastąpiło przekazywanie fotokopii dokumentów, mające miejsce w kilku etapach. Majordomus w raz z innymi osobami zbierał je już od dawna - ilekroć fakty przedstawiane światu przez Watykan były inne niż prawda on odkładał dowody na jej potwierdzenie. Na przełomie stycznia i lutego udzielił Nuzziemu także wywiadu przed kamerą telewizyjną, który został nagrany w domu dziennikarza. Jego fragment wyemitowano 22 lutego b.r, w programie Nuzziego „Nietykalni“ w związku z oddaleniem z Kurii Watykańskiej abp. Carla Maria Viganò byłego sekretarza Gubernatoratu Państwa Watykańskiego. To dało początek aferze Vatileaks.
Paolo Gabriele miał zmieniony głos i ukrytą twarz – był więc nierozpoznawalny. Mówił, że działa ze względu na dobro papieża, że jest to próba oczyszczenia Watykanu od środka, gdyż w ostatnich latach jest coraz więcej skandali a hipokryzja króluje wszędzie oraz że jest przekonany, iż opublikowanie dokumentów przyśpieszy reformy rozpoczęte przez Benedykta XVI. Majordomus podkreślał, że nie działał sam, co wywołało podejrzenie o spisek i rozpoczęcie wewnętrznego dochodzenia w Watykanie.
Jak twierdzi znany amerykański watykanista John Allen z  National Catholic Reporter – „W interesie Watykanu jest udowodnić, że Paolo Gabriele działał sam i żadnego spisku nie było. Temu służy proces. Będzie to jednak bardzo trudne, gdyż nikt w to nie wierzy.“ Już sam fakt, że przed sądem został postawiony także informatyk Claudio Sciarpelletti, który przekazywał Gabriele koperty z różnymi dokumentami od osób trzecich, świadczy o tym, że o działaniu majordomusa wiedziało najprawdopodobniej więcej osób. Akt oskarżenia przedstawiony przez promotora sprawiedliwości Nicola Picardi jest pełen omissis, które ukrywają nazwiska. Proces watykański chyba nie będzie krótki i może przynieść wiele niespodzianek. Gaianluigi Nuzzi nie chce komentować tego co dzieje się w Watykanie. 

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu 

poniedziałek, 25 czerwca 2012

78. Vatileaks - Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze...


Podczas gdy jedyny oskarżony w aferze Vatileaks, Paolo Gabriele, oczekuje w watykańskim pokoju bezpieczeństwa na proces kanoniczny, wszyscy zastanawiają się o co chodzi. Za kradzież i złamanie tajemnicy papieskiej, majordomusowi Benedykta XVI grozi do 8 lat więzienia, zgodnie z kodeksem Zanardelli obowiązującym w Watykanie. Już jednak teraz mówi się o tym, że "Paoletto" może zostać ułaskawiony przez papieża,  bo współpracuje. 

Los papieskiego kamerdynera nie martwi wielu, gdyż albo był on zwykłą płotką, która skończyła jako kozioł ofiarny, albo podwójnym agentem, który od dłuższego czasu służył także interesom papieża. Dlaczego jednak zwolniono w trybie natychmiastowym bankiera Ettore Gotti Tedeschi? Jest to wydarzenie bez precedensu, bo nigdy wcześniej - ani w przypadku Paula Marcinkusa, ani Angelo Caloi (poprzednich bankierów IOR), których chciała przesłuchać włoska prokuratura - nie zastosowano kary tak surowej.
Zdaniem Gianluigiego Nuzziego, autora książki "Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI", która wywołała watykańską aferę, Gotti Tedeschi chciał by Instytut Dzieł Religijnych przestrzegał zasad międzynarodowych i aby Watykan został wpisany na tzw. "białą listę" państw przestrzegających międzynarodowych przepisów przejrzystości finansowej. Kiedy w 2010 roku zatrzymano 23 miliony euro przelewane z IOR bez danych beneficjentów i Watykan był podejrzewany o pranie brudnych pieniędzy, ten bankier - w odróżnieniu od swoich poprzedników - z własnej woli wyjaśniał sprawę w prokuraturze. Wydaje się, że profesor ekonomii był pierwszym, który na prawdę chciał, aby IOR przestał być rajem podatkowym i pralnią brudnych pieniędzy.
Był promotorem powstania Urzędu Nadzoru Informacji Finansowej (Autorità di Informazione Finanziaria, AIF), powołanego przez Benedykta XVI w grudniu 2010 roku, który miał kontrolować IOR i całą działalność ekonomiczną Watykanu. Przede wszystkim jednak był krytyczny w stosunku do nowej wersji ustawy 127 dotyczącej przejrzystości finansowej, zmodyfikowanej przez nowego gubernatora kard. Giuseppe Bertello, w wyniku uwag komisji Moneyval. (Ustawę wprowadzono 1 kwietnia 2011 r. i autorami pierwszej wersji byli prezydent Gubernatoratu Państwa Watykańskiego, kard. Giovanni Lajola, oraz ówczesny sekretarz Gubernatoratu, abp. Carl Maria Viganò).
Jak twierdzi inny włoski ekspert sekretów i afer finansowych Watykanu, Ferruccio Pinotti, Gotti Tedeschi był przeciwny nowej wersji ustawy 127, gdyż nie ograniczała ona nielegalnych operacji finansowych, jakie wykonywał bank watykański do tej pory. Zdaniem Pinottiego trzeba spróbować zrozumieć, czy watykańskiego bankiera wyrzucono z pracy dlatego, że chciał być zbyt uczciwy, czy też dlatego, że pod zarzutem inercji, jaki mu postawiono, kryje się jeszcze jakiś grubszy skandal, który dopiero wyjdzie na jaw. Natomiast Giacomo Galeazzi, watykanista dziennika "La Stampa", uważa, że bankier został zwolniony przez komisję kardynalską nadzorującą działalność IOR, ponieważ poprosił o audiencję prywatną u papieża, podczas której chciał ujawnić nazwiska tych wszystkich w Kurii Rzymskiej, którzy przeszkadzają mu we wprowadzeniu Watykanu na "białą listę".
Hipotezę Galeazziego potwierdza inna sensacyjna wiadomość, która dolewa oliwy do ognia afery Vatileaks. Podczas przeszukania w domu bankiera Gotti Tedeschi (z nakazu prokuratury włoskiej, która prowadzi dochodzenie w sprawie korupcji we włoskiej spółce zbrojeniowej Finmeccanica, które nie ma nic wspólnego z Watykanem), policja znalazła pamiętnik bankiera z okresu zarządzania IOR, który miał być jego gwarancją na życie. Już od dłuższego czasu Gotti Tedeschi bał się, że mu się coś stanie, do tego stopnia, że wynajął prywatną ochronę. W przypadku jego śmierci, pamiętnik powierzony zaufanemu adwokatowi miał dotrzeć do prokuratury, mediów i papieża. Ta wiadomość na pewno podniesie temperaturę watykańskiej afery i poziom walki, która toczy się za Spiżową Bramą. Historia zna już przypadki tajemniczych śmierci bankierów, którzy mieli do czynienia z Watykanem.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

77. Kto chce ustrzelić Benedykta XVI




Wszystko zaczęło się od książki Gianluigiego Nuzziego „Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI”. Publikacja ta zawiera i analizuje dokumenty przeznaczone do wiadomości Benedykta XVI i jego najbliższych współpracowników, które zostały przekazane autorowi. Chodzi o ważne listy, korespondencję między papieżem a sekretarzem stanu kard. Tarcisiem Bertonem, zapiski osobistego sekretarza, ks. Georga Gänsweina i dokumenty z różnych nuncjatur. Prawdziwość materiałów jest niepodważalna i jasno widać, że w Watykanie toczy się wojna o władzę i pieniądze. Niektórzy spekulują, że skończy się dymisją papieża.






– Moje źródło informacji odezwało się zaraz po wydaniu pierwszej książki, „Vaticano S.p.a” („Watykan sp. z o.o.”), która zawierała dokumenty z archiwum prałata Dardozziego i ujawniała skandale finansowe IOR (Istituto per le Opere di Religione – Instytut Dzieł Religijnych, tak oficjalnie nazywa się Bank Watykański – przyp. AZ), zaangażowanego w pranie brudnych pieniędzy oraz w wielką łapówkę Enimont dla włoskich polityków. Skontaktowano się ze mną przez starego znajomego. Zanim trafiłem do właściwego informatora, dwukrotnie spotkałem się z dwoma mężczyznami, którzy mnie „badali”, a ich zachowanie wskazywało na to, że są bardziej obyci z mundurem niż z sutanną. Spotkania ze źródłem informacji oraz przekazywanie dokumentów następowały systematycznie, w bezpiecznych miejscach. Żadnych telefonów, mejli, kontaktów bezpośrednich. Moje źródło informacji zostało nazwane Maryja, choć nie była to jedna osoba, tylko grupa, która postanowiła ujawnić zgniliznę Watykanu – mówi Nuzzi.

Polowanie na kruki

Watykan stwierdził, że książka Nuzziego jest niemoralnym owocem kradzieży i działaniem przestępczym. Trzy dni po premierze światowe media obiegła wiadomość o aresztowaniu przez żandarmerię watykańską papieskiego kamerdynera Paola Gabrielego. Zatrzymania dokonał szef żandarmerii Domenico Giani, którego nazwisko powtarza się w niewygodnej książce. Podobno w mieszkaniu kamerdynera znaleziono sejfy pełne dokumentów i urządzenia do ich kopiowania.
Majordomusa osadzono w „pokoju bezpieczeństwa”, ponieważ w Watykanie nie ma więzienia. Chciano mu postawić zarzut spowodowania zagrożenia dla osoby papieża, ale ograniczono się do oskarżenia go o kradzież tajnych dokumentów i ich ujawnienie.
O tym, że za Spiżową Bramą krążą tzw. kruki, które wykradają i rozpowszechniają tajne informacje, wiadomo od kilku miesięcy. Papież powołał komisję kardynalską mającą wykryć spiskowców, w której skład weszli Julian Herranz, Jozef Tomko i Salvatore De Giorgi.
W lutym br. do włoskiego dziennika „Il Fatto Quotidiano” przeciekł ściśle tajny dokument dotyczący planowanego zamachu na papieża. Arcybiskup Palermo Paolo Romeo po powrocie z Chin mówił o informacji na temat śmierci Benedykta XVI (najpóźniej w listopadzie 2012 r.) na podstawie anonimowego donosu z 30 grudnia 2011 r., który dostał się w jego ręce, a następnie został przekazany przez kard. Daría Castrillóna Hoyosa do Sekretariatu Stanu i osobistego sekretarza papieża. Następcą Benedykta XVI miałby zostać kard. Angelo Scola. Rzecznik Watykanu o. Federico Lombardi skwitował wszystko stwierdzeniem, że to niedorzeczności.
W Watykanie i poza jego murami wiele osób wątpi, by Gabriele był jedynym krukiem i informatorem Nuzziego. Raczej jest kozłem ofiarnym złożonym na ołtarzu kard. Bertonego, tak jak bankier IOR Ettore Gotti Tedeschi, zwolniony kilka dni wcześniej.

Zwolnienie bankiera

Zwolnienie Tedeschiego to wydarzenie bez precedensu, bo nigdy wcześniej – ani w przypadku Paula Marcinkusa, ani Angela Caloi (poprzednich bankierów IOR) – nie zastosowano kary tak surowej jak natychmiastowe oddalenie.
– Jaką winę ponosi Tedeschi? Chciał, by IOR przestrzegał zasad międzynarodowych i aby Watykan został wpisany na tzw. białą listę państw przestrzegających przepisów przejrzystości finansowej. Kiedy w 2010 r. zatrzymano 23 mln euro przelewane z IOR bez danych beneficjentów i Watykan był podejrzewany o pranie brudnych pieniędzy, ten bankier – w odróżnieniu od poprzedników – z własnej woli wyjaśniał sprawę w prokuraturze. Chyba objął funkcję jako protegowany kard. Bertonego, a później, widząc, co się dzieje, przeszedł na stronę papieża i to go zgubiło – tłumaczy autor książki.
Podobno zwolnienia nie uzgodniono z Benedyktem XVI, a kiedy papież dowiedział się o tym – płakał. Rzecznik prasowy Watykanu oświadczył, że odejście Tedeschiego nie ma nic wspólnego z VatiLeaks (tak ochrzczono aferę w nawiązaniu do WikiLeaks Assange’a), nikt jednak w to nie wierzy. Kiedy komisja kardynalska nadzorująca bank zebrała się, aby parafować decyzję, rozpowszechniono list kard. Carla Andersona, w którym oskarżał on bankiera, że nie złożył dostatecznych wyjaśnień, dlaczego dokumenty przygotowane dla papieża znalazły się w książce Nuzziego.
W Watykanie już myśli się o następcy. Odrzucono wszystkich włoskich kandydatów, którzy mieli chrapkę na tę posadę, a których kariera nie jest przejrzysta, choć podobają się Bertonemu. Papież na stanowisku bankiera IOR widzi szefa Bundesbanku – 81-letniego Hansa Tietmeyera. Do kreatywnych finansistów włoskich nie ma zaufania.

Kardynalskie ambicje

Niełatwo zliczyć tych, którym naraził się kard. Bertone, wybrany przez Benedykta XVI na sekretarza stanu w 2006 r. Joseph Ratzinger darzył go jednak pełnym zaufaniem, gdyż był sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary, gdy on nią kierował.
Bertonemu zarzuca się przede wszystkim to, że nie ma przeszłości dyplomatycznej, co przy tak ważnej funkcji jest konieczne, i że jest zbytnio uwikłany w politykę włoską. Kardynał był do końca watykańskim sponsorem premiera Berlusconiego, nawet gdy jego skandale obyczajowe wywołały oburzenie.
Powodów do niezadowolenia jest wiele, począwszy od tego, że sekretarz stanu zamiast współpracować z papieżem przy trzeciej encyklice, podróżował po świecie, popełniając przy tym gafy takie jak wypowiedź w Chile: „Nie ma żadnego związku pomiędzy celibatem i pedofilią, jest natomiast związek pomiędzy homoseksualizmem a pedofilią”.
Zdaniem wielu kardynałów rola sekretarza stanu powinna polegać na oddanej służbie papieżowi i wykonywaniu jego poleceń. Bertone natomiast sam podejmuje inicjatywy, bez konsultacji z papieżem, ale w jego imieniu. Pozostali purpuraci mu nie dowierzają i kierują listy oraz skargi na ręce sekretarza Georga Gänsweina. Książka Nuzziego przedstawia sporo przykładów takiej korespondencji, świadczącej o bezwzględnej wojnie podjazdowej w Kurii Rzymskiej.
Największy problem stanowią jednak IOR i zarządzanie majątkiem watykańskim. Urząd Nadzoru Informacji Finansowej powołany w grudniu 2010 r. miał kontrolować finanse Stolicy Apostolskiej i podlegać jedynie papieżowi. Zdaje się, że od miesięcy kard. Bertone robi wszystko, aby kontrola pozostała w gestii Sekretariatu Stanu, oddalając z Watykanu wszystkich, którzy chcą reform – tak jak bankier Ettore Gotti Tedeschi czy abp Carl Maria Vigano, który otwarcie oskarżał dygnitarzy kościelnych m.in. o malwersacje, kradzieże w willach watykańskich za zgodą dyrektora Muzeów Watykańskich, oszustwa finansowe w „L’Osservatore Romano”, a nawet wydawanie zbyt wiele na szopki bożonarodzeniowe na placu św. Piotra. Abp. Vigano z woli kard. Bertonego został wysłany jako nuncjusz do USA.
Ambitny sekretarz stanu chciał utworzyć wielki katolicki ośrodek medyczny, przejmując zadłużony mediolański szpital San Raffaele. Przyczynił się również do usunięcia z funkcji prezydenta Instytutu im. Toniola kard. Dionigiego Tettamanziego i zastąpienia go kard. Angelem Scolą.

Watykańska zgnilizna

„W wielu przypadkach prawo łamane jest na różnych szczeblach. Nie są to sytuacje okazjonalne, wynikające z pomyłek, lecz systematyczny brak przestrzegania zasad i szacunku dla praworządności” – tak rozpoczyna się anonimowy donos jednego z kardynałów do papieża, opublikowany w książce „Jego Świątobliwość”. Te słowa wstrząsnęły już światową opinią publiczną, potwierdzając, że w Watykanie łamie się prawo na każdym kroku.
Po aresztowaniu papieskiego kamerdynera w dzienniku „La Repubblica” ukazał się wywiad z jednym z kruków. Osoba zamieszana w wykradanie tajnych dokumentów powiedziała, że operacja ta prowadzona była z chęci obrony Benedykta XVI przed kard. Bertonem. Anonimowy rozmówca potwierdził, że do grupy spiskowców należą kardynałowie i ich osobiści sekretarze, dostojnicy i płotki, kobiety i mężczyźni, prałaci i świeccy. Są też hierarchowie, ale Sekretariat Stanu nie może tego powiedzieć i każe aresztować majordomusa, który zaledwie dostarczył listy na prośbę innych. Celem akcji jest natomiast ujawnienie zgnilizny, która pojawiła się w Kościele, począwszy od lat 2009-2010. Niestety, dziś za Spiżową Bramą toczy się walka wszystkich ze wszystkimi, w której nie wiadomo, kto jest z kim, a przeciwko komu.
Watykan – ustami rzecznika – oczywiście zaprzeczył, jakoby trwało dochodzenie także przeciw kardynałom i że w sprawę są zamieszane kobiety. Jednak po książce Nuzziego nikt już w to nie wierzy.
– Zadzwonił do mnie informator i powiedział: „75% osób w Watykanie jest zadowolonych z tego, że książka się ukazała, 25% nie. Na twoim miejscu przez dłuższy czas nie piłbym kawy, bo może być zatruta” – mówi Nuzzi.
Wiele osób zastanawia się, dlaczego papież nie oddali Bertonego, zamiast odsuwać osoby chcące reform. Przyczyną jest zapewne słabość Ratzingera, który nie potrafi rządzić twardą ręką i boi się rozłamu w Kurii Rzymskiej. Słabość ta prowadzi do spekulacji na temat ewentualnej dymisji samego Benedykta XVI.

VatiLeaks?

– Gdybym chciał dokonać takiej operacji jak Julian Assange, umieściłbym dokumenty w sieci bez selekcji. Zebrałem je natomiast w książce, przeanalizowałem i skomentowałem. To nieprawda, że ujawnione materiały mogą narazić życie kogokolwiek. Mówienie o VatiLeaks jest dużym uproszczeniem – tłumaczy Nuzzi.
Dlaczego jednak mury watykańskie zadrżały? Nuzzi ujawnia przede wszystkim listy prywatne dyrektora katolickiego dziennika „Avvenire”, Dina Boffa, pogrążonego przez fałszywą aferę medialną (dziennik należący do rodziny Berlusconich oskarżył go, że jest homoseksualnym gwałcicielem). Boffo ostro krytykował skandale seksualne premiera. O dostarczenie spreparowanych dokumentów o wyroku za molestowanie seksualne na dyrektora „Avvenire” podejrzewa się natomiast dyrektora „L’Osservatore Romano”, prof. Giovanniego Maria Viana, bliskiego kard. Bertonemu.
W „Jego Świątobliwości” opublikowane są także wszystkie listy abp. Carla Marii Vigana, wysłanego z woli Bertonego do USA jako nuncjusz apostolski. W listach tych Vigano opisuje wiele skandali i malwersacji. Wśród kwestii najbardziej palących, ujawnionych po raz pierwszy, jest dokumentacja dotycząca tajnych pertraktacji między Bertonem a byłym ministrem skarbu Giuliem Tremontim, dotyczących tego, jak uniknąć kary pieniężnej ze strony UE za uprzywilejowanie Kościoła w niepłaceniu podatku od nieruchomości, a jednocześnie jak zrobić, by Kościół go nie płacił. Są dokumenty, z których jasno wynika, że Watykan wspiera włoskich polityków w takich sprawach jak związki partnerskie, aborcja, uznanie praw mniejszości homoseksualnych, eutanazja, testament biologiczny.
Z książki Nuzziego możemy też się dowiedzieć, że wywiad watykański prowadził na terenie Włoch działania operacyjne, takie jak śledzenie, podsłuchiwanie i fotografowanie, bez zezwolenia – obserwowano m.in. osoby uczestniczące w manifestacji w sprawie zaginionej Emanueli Orlandi. Papieżowi doradzono również, aby w oficjalnych przemówieniach nigdy nie wymieniał jej nazwiska, by nie łączyć sprawy ze Stolicą Apostolską.
Jest zakaz nadania przez katolicką Wspólnotę Sant’Egidio wyróżnienia gubernatorowi Illinois, gdyż ten poparł ustawę o małżeństwach homoseksualnych i jest za aborcją.
W książce znajdują się też dwa dokumenty dotyczące Polski, które wstrząsną naszym krajem. To list nuncjusza apostolskiego w Warszawie abp. Celestina Migliorego do sekretarza stanu kard. Bertonego, w którym nuncjusz broni o. Rydzyka (i wyraźnie z nim sympatyzuje) po jego wystąpieniu w Parlamencie Europejskim, podczas którego duchowny powiedział, że Polska jest krajem totalitarnym. Migliore krytykuje natomiast ostro reakcję min. Sikorskiego i przypomina, że polscy politycy Janusz Palikot i Grzegorz Napieralski spokojnie obrażają Kościół, nigdy nie przepraszając.
Włoski dziennikarz ujawnia również dokument z Ekwadoru dotyczący zabójstwa polskiego misjonarza, o. Mirosława Karczewskiego, w klasztorze w Santo Domingo de los Colorados. Według dokumentu franciszkanin, okrzyknięty męczennikiem za wiarę, wcale nie został zamordowany podczas napadu rabunkowego, lecz poderżnięto mu gardło w trakcie suto zakrapianej orgietki homoseksualnej na plebanii. Lokalna policja, za wstawiennictwem bp. Wilsona Moncaya, zatuszowała skandal.
Watykan grozi, że już wkrótce w sprawie kradzieży dokumentów rozpoczną się dochodzenia prokuratury także na terenie Włoch. – Ja się nie boję. Spełniłem dziennikarski obowiązek. Bardzo bym się cieszył, gdyby Watykan zaczął współpracować z włoską prokuraturą w sprawie mojej książki. Może wtedy prokuratura mogłaby poprosić Stolicę Apostolską o współpracę w sprawie zaginięcia Emanueli Orlandi i zabójstwa Roberta Calviego – skomentował Nuzzi.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu dla Tygodnika Przegląd

http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/kto-chce-ustrzelic-benedykta-xvi

środa, 6 czerwca 2012

76. Jak zginął misjonarz Karczewski? - poderżnięto mu gardło podczas orgii zakrapianej alkoholem


Pamiętacie śmierć polskiego misjonarza, franciszkanina Mirosława Karczewskiego? Wiadomość o jego morderstwie obiegła polskie i światowe media.
Tak pisał o niej Super Express:

"Kochał Boga i ludzi, dlatego pojechał do dalekiego Ekwadoru, by głosić naukę Chrystusa. Misję Mirosława Karczewskiego (45 l.) zakończyła śmierć. Franciszkanin został brutalnie zamordowany w klasztorze św. Antoniego z Padwy w Santo Domingo de los Colorados.
Tego dnia był w klasztorze sam, bo jego dwaj współbracia wyjechali do innych parafii. Zbliżała się pora wieczornej mszy. W kościele, jak każdego dnia, zebrały się tłumy wiernych Ekwadorczyków, którzy czekali na nabożeństwo. Miał je odprawić ojciec Mirosław. Gdy franciszkanin nie przyszedł do świątyni, zaniepokojeni parafianie poszli sprawdzić do klasztoru co się stało. Na podłodze znaleźli zmasakrowane ciało polskiego księdza i kawałek zakrwawionego, złamanego noża.
Ze wstępnych ustaleń ekwadorskiej policji wynika, że w zabójstwie misjonarza z Polski uczestniczyły dwie lub trzy osoby. Prawdopodobny był motyw rabunkowy, bo z klasztoru zginął laptop i telefon ojca Mirka. Oprawcy zniszczyli też duży krzyż.
- Zwykli złodzieje kradną, ale nie zabijają i nie pastwią się nad ciałem - mówi ojciec Jan Łempicki (56 l.), franciszkanin, sekretarz ds. misji i przyjaciel zamordowanego misjonarza.
- Policja ustaliła, że jeszcze o godzinie 16 brat Mirek rozmawiał przez telefon. Z zapisu rozmowy wynika, że nie przeczuwał tragedii, która go spotka. Brat Mirek był pokornym księdzem. To dla nas wielka strata i ból. Modlimy się w jego intencji - dodaje ojciec Łempicki."

Tak zatuszowano fakty...

Jak wynika z tajnego, szyfrowanego listu wysłanego do Watykanu z nuncjatury Quito, który został skopiowany, wyniesiony poza Spiżową Bramę i skończył w książce Gianluigiego Nuzzi "Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI" (konsekwencją jej wydania było aresztowanie papieskiego majordomusa i zwolnienie bankiera Gotti Tedeschi), ojciec Karczewski nie zginął jako niewinna ofiara napadu rabunkowego.
W dokumencie, noszącym datę 17/12/2010, można przeczytać: "na podstawie dowodów zebranych na miejscu zbrodni, pierwsze rezultaty śledztwa potwierdzają, że zabójstwo miało "carácter pasional", wyłączając w ten sposób napaść i kradzież".
Od samego początku odkrycia zwłok ojca Karczewskiego nie było wątpliwości, że poderżnięto mu gardło podczas orgii seksualnej, zakrapianej alkoholem.
Jak można przeczytać w ściśle tajnym dokumencie watykańskim:

"W swojej rozmowie telefonicznej, biskup (Wilson Moncayo - przyp.aut.) sprecyzował następujące fakty:
- ofiara znała swoich zabójców; najprawdopodobniej było ich trzech, gdyż duchowny, przed zajściem, kazał służącej przygotować na plebanii trzy pokoje dla gości;
- na miejscu zbrodni znaleziono cztery kieliszki i butelkę bliżej niesprecyzowanej wódki;
- dowody, zgodnie z relacją policji, pokazują, że osoby zaczęły konsumpcję alkoholu około godziny 14.00 w dniu zbrodni;
- scena zbrodni wskazuje na to, że duchowny i jego "goście" mieli stosunki seksualne, widząc, że na miejscu zbrodni znaleziono plamy spermy (bp. Moncayo poinformował mnie, że policja pokazała mu zdjęcia dotyczące tego szczegółu);
- telefon duchownego jest w posiadaniu policji, która egzaminując rozmowy telefoniczne, próbuje odnaleźć zabójców. Ze słów biskupa wynika, że zaginął także laptop. Jak mi powiedział biskup Moncayo, wydaje się, że policja znalazła właściwy ślad aby odkryć winnych;
- biskup powiedział mi, że policja otrzymała rozkazy "z góry", aby znaleźć rozwiązanie tej historii kryminalnej. Podczas rozmowy biskup nie ukrywał swojego zaniepokojenia, że wybuchnie skandal, gdy informacje te dotrą do mediów."

Jak widać policja dobrze zatuszowała wszystkie fakty, aby nic nie przedostało się do prasy, i aby nie wybuchł skandal. "Skradziony" telefon oraz laptop (powód napadu i zabójstwa) były w rękach stróżów prawa. Kto kazał ukryć prawdę? Ktoś wysoko postawiony w Ekwadorze, kto oddał przysługę biskupowi Wilsonowi Moncayo. Pytanie, czy o wszystkim wiedzieli także polscy księża, np. ojciec Jan Łempicki sekretarz ds. misji i przyjaciel zamordowanego misjonarza?

Jak często Kościół nie mówi prawdy?

Zamordowanie jakiejkolwiek osoby jest zawsze tragicznym wydarzeniem, niezależnie od okoliczności. Po skandalach, jakie niemal codziennie wychodzą na jaw, nikogo już nie dziwią księża, którzy pomimo złożonych ślubów czystości uprawiają seks hetero lub homoseksualny, dopuszczając się często czynów lubieżnych, perwersji a nawet przestępstwa, jak pedofilia.
Celem tego artykułu jest ujawnienie prawdy, a nie napiętnowanie zwyczajów ojca Karczewskiego, który podczas nieobecności swoich współbraci urządzał na plebanii w Ekwadorze orgie, a po odbytych stosunkach seksualnych (jak można się domyślać - homoseksualnych, choć dokument watykański tego nie precyzuje), celebrował mszę świętą i rozdawał Eucharystię. Jego przypadek nie jest odosobniony. Książki włoskiego dziennikarza Caramela Abbate "The sex and Vatican" i "Golgota" pokazały, że takich duchownych w Kościele katolickim jest wielu - zarówno w Rzymie, jak i na misjach w Ameryce Łacińskiej oraz w Afryce. Skutki represji seksualnej spowodowanej celibatem to problemem na tyle poważny, że Watykan nie może już sobie z nim poradzić - zawsze jednak ukrywa skandale.
Jak powiedział Gianluigi Nuzzi, autor książki "Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI", której publikacja została uznana przez Watykan za akt niemoralny i kryminalny - przykład zatuszowania skandalu morderstwa polskiego misjonarza jest emblematyczny, gdyż pokazuje jasno w jaki sposób Kościół posuwa się często i chętnie do kłamstwa, aby ukryć niewygodne dla niego rzeczy.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

75. Vatileaks? - czyli "Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI" Gianluigiego Nuzziego

Vatileaks?


- Gdybym chciał dokonać takiej operacji, jak Julian Assange, umieściłbym dokumenty w sieci bez żadnej selekcji oraz ich omówienia. Zebrałem je natomiast w książce, przeanalizowałem i skomentowałem. Jest też nieprawdą, że ujawnione materiały mogą narazić życie kogokolwiek, tak jak to było w przypadku WikiLeaks. Dlatego uważam, że nazwa "afera Vatileaks" jest dużym uproszczeniem. - tłumaczy Nuzzi.


Co jednak jest tak ważnego w jego książce, że aż zadrżały mury watykańskie?


Nuzzi ujawnia przede wszystkim listy prywatne dyrektora katolickiego dziennika "Avvenire" Dina Boffo, pogrążonego przez fałszywą aferę medialną (na łamach dziennika należącego do rodziny Berusconich został oskarżony o bycie homoseksualistą-gwałcicielem). Boffo krytykował ostro skandale seksualne premiera. O dostarczenie spreparowanych dokumentów o wyroku za molestowanie seksualne na dyrektora "Avvenire" podejrzewa się natomiast dyrektora "L'Osservatore Romano", prof. Giovanniego Maria Vian, bliskiego kardynałowi Bertone.


W "Jego Świątobliwości" są opublikowane także wszystkie listy abp. Carlo Maria Viganò, byłego sekretarza Gubernatoratu Państwa Watykańskiego i oddalonego z Watykanu z woli Bertonego, do Stanów Zjednoczonych w roli nuncjusza apostolskiego. W listach tych, Viganò ujawnia wiele skandali i malwersacji finansowych. Jest także korespondencja odkrywająca kulisy wojny podjazdowej o prezydenturę prestżowego Istytutu Toniolo i arcybiskupstwa Mediolanu oraz o próbę przejęcie szpitala San Raffaele w Mediolanie, dzięki pieniądzom IOR.


Wśród kwestii najbardziej palących, ujawnionych po raz pierwszy, jest dokumentacja dotycząca sekretnych pertraktacji pomiędzy kardynałem Bertone i byłym ministrem skarbu Giuglio Tremontim dotycząca tego, jak uniknąć kary pieniężnej ze strony UE za uprzywilejowanie Kościoła w niepłaceniu podatku od nieruchomości, a jednocześnie jak zrobić aby Kościół go nie płacił, pomimo trudnej sytuacji gospodarczej Włoch. Jest dossier skierowane do Ratzingera, w którym przekonuje się go, że afera z nieletnią Ruby to atak sędziów na Berlusconiego. Są dokumenty, z których wynika jasno, że Watykan kondycjonuje włoskich polityków w takich sprawach jak związki partnerskie, aborcja, uznanie praw mniejszości homoseksualnej, eutanazja, testament biologiczny. Są zapiski sekretarza osobistego papieża Georga Gänsweina po spotkaniu z jednym z najbliższych współpracowników Marcial Maciel Degollado, które wskazują na to, że Rafael Moreno donosił o skandalach już w 2003 roku - czyli za pontyfikatu Jana Pawła II, ale nikt w Watykanie nie chciał z nim rozmawiać.


Z książki Nuzziego możemy też dowiedzieć się, że wywiad watykański prowadził działania operacyjne jak śledzenie, podsłuchiwanie i fotografowanie, na terenie Włoch, bez zezwolenia - między innymi obserwując osoby uczestniczące w manifestacji na rzecz Emanueli Orlandi. Papieżowi doradzono również, aby nie wymieniał nigdy w przemówieniach oficjalnych nazwiska zaginionej, by nie łączyć w żaden sposób sprawy ze Stolicą Apostolską. Jest raport w sprawie samochodu agentów watykańskich, który został ostrzelany z pistoletu, gdy ci byli w restauracji.


Są również analizy globalnej strategii finansowej przygotowane przez bankiera Gotti Tedeschiego dla Benedykta XVI, w których doradza jak Watykan, który traci coraz więcej wpływów z datków wiernych, powinien zachować się podczas światowego kryzysu gospodarczego. Są także dokumenty dotyczące nowej "Ostpolitik" prowadzonej w Chinach. Jest zakaz nadania wyróżnienia gubernatorowi Illinois przez katolicką Wspólnotę Sant'Egidio, gdyż ten poparł ustawę o małżeństwach homoseksualnych i jest za aborcją.


W książce Gianluigiego Nuzziego znajdują się też dwa dokumenty dotyczące Polski, które na pewno wstrząsną naszym krajem. Jest list nuncjusza apostolskiego w Warszawie abp. Celestina Migliore do sekretarza stanu kard. Bertone, w którym nuncjusz broni ojca Rydzyka (i wyraźnie z nim sympatyzuje) po jego wystąpieniu w Parlamencie Europejskim, podczas którego duchowny powiedział, że Polska jest krajem totalitarnym. Nuncjusz krytykuje natomiast ostro reakcję ministra Sikorskiego. Abp. Migliore przypomina także, że politycy polscy Janusz Palikot i Grzegorz Napieralski spokojnie obrażają Kościół, nigdy nie przepraszając.


Włoski dziennikarz ujawnia również dokument pochodzący z Ekwadoru i dotyczący zabójstwa polskiego misjonarza ojca Mirosława Karczewskiego w klasztorze w Santo Domingo de los Colorados. Otóż franciszkanin okrzyknięty męczennikiem za wiarę wcale nie został zamordowany podczas napadu rabunkowego lecz poderżnięto mu gardło w trakcie orgietki homoseksualnej na plebanii suto zakrapianej alkoholem. Lokalna policja, za wstawiennictwem biskupa Wilsona Moncayo, zatuszowała skandal. Wszystko to jest napisane czarno na białym w dokumencie szyfrowanym, przesłanym do Watykanu i który wykradziony przez "kruki" skończył w książce Nuzziego.


Stolica Apostolska grozi, że już wkrótce w sprawie kradzieży dokumentów rozpoczną się dochodzenia prokuratury także na terenie Włoch.


- Do tego Watykan, jako obce państwo, potrzebuje pomocy włoskiego państwa. Ja się nie boję. Spełniłem mój dziennikarski obowiązek. Bardzo bym się cieszył, gdyby Watykan zaczął wreszcie współpracować z włoską prokuraturą, w przypadku mojej książki. Może wtedy, włoska prokuratura - w ramach pomocy bilateralnej - mogłaby poprosić Stolicę Apostolską o współpracę w sprawie zaginięcia Emanueli Orlandi i zabójstwa Robero Calviego. - skomentował Nuzzi.


Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

74. Watykan na liście USA


Niedawno światowe media obiegła informacja, że amerykański Departament Stanu po raz pierwszy wprowadził Watykan na listę krajów zagrożonych przestępstwami finansowymi – International narcotics control strategy. W raporcie Stolica Apostolska została zakwalifikowana do krajów „budzących zastrzeżenia”, takich jak Albania, Czechy, Egipt, Korea Południowa, Malezja, Wietnam oraz Jemen i znajduje się o stopień niżej niż kraje z tzw. czarnej listy, czyli Afganistan, Australia, Brazylia, Kajmany, Chiny, Japonia, Rosja, Wielka Brytania, Urugwaj, Zimbabwe, a także same USA. Watykan chowa trupy w szafie, jednak o nich się nie zapomina: krach banku włosko-amerykańskiego bankiera Michele Sindona i jego podejrzana śmierć, krach Banku Ambrosiano i tajemnicze morderstwo Roberta Calviego (zwanego bankierem Boga), konszachty z mafią, finansowanie prawicowych ruchów rewolucyjnych podczas zimnej wojny, pranie brudnych pieniędzy niewiadomego pochodzenia oraz łapówek włoskich polityków (afera Enimont), ostatnie skandale z włoskimi biznesmenami, którzy dziś siedzą w więzieniu.
Amerykański Departament Stanu uważa, że Stolica Apostolska jest zagrożona przestępstwami finansowymi

Chcący zachować anonimowość amerykański urzędnik departamentu stwierdził: „Watykan po raz pierwszy wprowadził w zeszłym roku mechanizmy, które mają zwiększyć przejrzystość fiskalną – trzeba będzie jednak poczekać co najmniej rok, aby sprawdzić ich skuteczność”. Dodał też, że niepokój budzą olbrzymie sumy wpływające w postaci darowizn i nie do końca przejrzyste sposoby ich księgowania. Obolo di San Pietro, czyli świętopietrze, to najstarsza forma finansowania Watykanu. Za pontyfikatu Benedykta XVI kwota darowizn spadła, ale i tak wynosi ok. 50 mln euro rocznie. Czasami są to bardzo wysokie anonimowe darowizny z jednego źródła...
Informacja o wpisaniu na listę wywołała zakłopotanie w Stolicy Apostolskiej. „Wbrew pozorom nie zapowiada to kolejnego skandalu. Przeciwnie, dla nas to pozytywna wiadomość. Pojawienie się Watykanu na amerykańskiej liście oznacza jedynie, że po raz pierwszy w historii zostaliśmy włączeni do klasyfikacji. To konsekwencja realizacji wymogów Komitetu Moneyval (ramka) i zgody na międzynarodowe mechanizmy kontroli”, tłumaczył watykański rzecznik prasowy, ks. Federico Lombardi.
Lombardi ma rację – nie należy się ekscytować tą informacją, za Spiżową Bramą dzieje się wiele ciekawszych rzeczy...

Archiwum prałata Dardozziego

Epoka szarej eminencji Watykanu, abp. Paula Casimira Marcinkusa, zarządzającego watykańskim bankiem IOR (Istituto per le Opere di Religione, Instytut Dzieł Religijnych) w latach 1971-1989, skończyła się i większość brudnych sekretów arcybiskup zabrał do grobu. Choć Jan Paweł II w 1990 r. oficjalnie zreformował IOR (powołując komisję złożoną z pięciu kardynałów wybieranych na pięć lat, mającą czuwać nad przejrzystością instytutu), a Marcinkusa zastąpił Angelem Caloią, za jego rządów w watykańskim banku nic się nie zmieniło.
W 2009 r. ukazała się książka dziennikarza Gianluigiego Nuzziego „Vaticano S.p.A.” („Watykan spółka z ograniczoną odpowiedzialnością”), napisana na podstawie dokumentów z archiwum prałata Renata Dardozziego, wieloletniego doradcy watykańskich sekretarzy stanu Agostina Casarolego i Angela Sodana. Po śmierci Dardozziego pieczołowicie zbierane listy, kopie przelewów, rejestrów księgowych i raportów zostały z jego woli ujawnione i trafiły w ręce dziennikarza.
Jak napisał Nuzzi, od 1989 r. do śmierci Karola Wojtyły w „zreformowanym” IOR nadal prano olbrzymie kwoty z nielegalnych źródeł, przechowywano pieniądze z łapówek na zaszyfrowanych kontach dygnitarzy politycznych, przekierowywano darowizny, spadki i pieniądze ofiarowywane na msze za zmarłych lub pochodzące z instytucji charytatywnych, a wszystko pod przykrywką działań dobroczynnych. Zarządzał tym pracujący w IOR dygnitarz kościelny, bp Donato
de Bonis (były sekretarz Marcinkusa), który przynosił do banku watykańskiego walizki pieniędzy i deponował je na szyfrowanych kontach. W 1992 r. nowy szef IOR, Caloia, przeprowadził tajne dochodzenie dotyczące istnienia „równoległego IOR” i wysłał relację do papieskiego sekretarza abp. Dziwisza, informując też o sprawie sekretarza stanu, kard. Sodana. Raport nie doczekał się reakcji Jana Pawła II.
W 1993 r. sędzia Francesco Saverio Borrelli – szef prokuratury w Mediolanie zajmującej się aferą korupcyjną „Czyste ręce” – chciał przesłuchać Caloię w sprawie tzw. łapówki Enimont, czyli ok. 300 mln dol. zapłaconych włoskim politykom, aby przedsiębiorstwa państwowe Eni i prywatne Medison mogły zakończyć fuzję przynoszącą szkody finansowe. Część pieniędzy trafiła do IOR na szyfrowane konta. Do przesłuchania nie doszło dzięki immunitetowi dyplomatycznemu i traktatom laterańskim. Podobnie było w przypadku Marcinkusa, który uniknął aresztowania.
Przetłumaczonej na 14 języków książki Nuzziego Watykan nie skomentował.

Porządki Ratzingera

W 2009 r. nastąpiła kolejna zmiana na najwyższym szczeblu IOR. Angela Caloię zastąpił ekonomista i bankier Ettore Gotti Tedeschi. Zaledwie rok później światowe media obiegła skandaliczna wiadomość – 21 września 2010 r. nowy prezes IOR oraz dyrektor generalny banku Paolo Cipriani zostali wpisani do rejestru podejrzanych włoskiej prokuratury za złamanie dekretu 231/2007, wdrażającego normy dotyczące prania brudnych pieniędzy. Policja zajęła 23 mln euro, znajdujące się już na koncie rzymskiego banku Credito Artigiano, przelane z banku watykańskiego, do których nie dołączono danych o beneficjentach.
W Watykanie zapanowała konsternacja. Nowy sekretarz stanu kard. Tarcisio Bertone zapewnił, że Watykan chce, aby operacje IOR były transparentne. Tedeschi, mianowany na prezesa przez Benedykta XVI, miał odbudować wizerunek Instytutu Dzieł Religijnych, tymczasem znalazł się na celowniku włoskiej prokuratury.
W obliczu skandalu Joseph Ratzinger nie mógł już nie reagować. 30 grudnia 2010 r. powołał Urząd Nadzoru Informacji Finansowej (Autorità di Informazione Finanziaria, AIF). W związku z wejściem w życie Konwencji monetarnej pomiędzy Państwem Watykańskim a Unią Europejską z 17 grudnia 2009 r. (2010/C 28/05) ustanowiono nowe normy dotyczące zapobiegania oraz przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy pochodzących z działalności przestępczej i z terroryzmu oraz przeciwstawienia się fałszowaniu waluty. Zadaniem urzędu jest kontrolowanie działalności IOR oraz wszystkich instytucji watykańskich. Prezes i rada nadzorcza AIF są nominowani bezpośrednio przez papieża i podlegają tylko jemu. Raz do roku AIF ma przekazywać raport na ręce papieża.

Papież robi porządki

1 kwietnia 2011 r. Watykan oficjalnie przestał być rajem fiskalnym, a także pralnią brudnych pieniędzy. We wrześ-
niu poinformował, że prowadzi rozmowy z OECD (Organizacją Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) na temat wpisania go na tzw. białą listę państw przestrzegających międzynarodowych przepisów przejrzystości finansowej.
Dla Watykanu oznacza to konieczność dostosowania się do niektórych norm międzynarodowych i współpracy z międzynarodowymi organami kontroli.
W listopadzie Stolica Apostolska przyjęła wizytację inspektorów Komitetu Moneyval pod egidą Rady Europy. Niedawno zresztą specjaliści z Moneyval wrócili za Spiżową Bramę. Do 17 marca inspektorzy kontrolowali procedury i mechanizmy Watykanu dotyczące operacji finansowych. Prawdopodobnie w czerwcu międzynarodowa instytucja po analizie dokumentów wpisze Watykan na białą listę.
W listopadzie inspektorom nie spodobała się ustawa 127 dotycząca przejrzystości finansowej (ta sama, do której odniósł się anonimowy amerykański urzędnik Departamentu Stanu), wprowadzona 1 kwietnia 2011 r. przez prezydenta Gubernatoratu Państwa Watykańskiego, kard. Giovanniego Lajola, oraz przez ówczesnego sekretarza Gubernatoratu, abp. Carla Maria Vigana. Została ona napisana w pośpiechu, zaraz po zajęciu przez prokuraturę 23 mln euro. Zmodyfikowaną, spełniającą więcej norm Moneyval wersję ustawy 127, która obowiązuje od stycznia br., wydał natomiast nowy gubernator, kard. Giuseppe Bertello, który otrzymał godność kardynalską na ostatnim, lutowym konsystorzu. Jak twierdzi watykanista tygodnika „L’Espresso” Sandro Magister, nastawieni krytycznie do nowej wersji są kard. Attilio Nicora, szef Urzędu Nadzoru Informacji Finansowej, oraz sam prezes Tedeschi. Wprowadzenie nowej ustawy poprzedziły burzliwe dyskusje. Jedni uważali, że pierwsza wersja wystarczy, drudzy – że Stolica Apostolska musi podlegać takim samym restrykcjom prawnym jak inne państwa. Nowa ustawa 127 przewiduje po raz pierwszy inspekcje.

Porachunki w Watykanie

Dziś w interesie banku IOR jest uzyskanie wszystkich audytów międzynarodowych, bo bez tego nie będzie mógł pracować. W Watykanie o pieniądzach nie mówi się głośno. Czasami jednak coś się wymyka spod kontroli, tak jak listy abp. Vigana. W pierwszym – ujawnionym pod koniec lutego właśnie przez Nuzziego w programie telewizyjnym „Nietykalni” – Viganò wyrażał żal, że został oddalony z Watykanu i nominowany na nuncjusza apostolskiego w Stanach Zjednoczonych. W drugim, adresowanym do kard. Bertonego i opublikowanym przez włoski dziennik „Il fatto quotidiano”, abp. Viganò oskarżał dygnitarzy kościelnych o malwersacje finansów i dóbr watykańskich: kradzieże w willach za zgodą dyrektora Muzeów Watykańskich, fałszywe faktury na Uniwersytecie Laterańskim, oszustwa finansowe w „L’Osservatore Romano”, nierozsądne inwestycje przynoszące straty, udział niektórych kardynałów w spółkach zewnętrznych pracujących dla Watykanu i winnych mu pieniądze, a nawet zbyt kosztowne szopki bożonarodzeniowe na placu
św. Piotra... Chodzi o skandale, przy których informacja o wpisaniu Stolicy Apostolskiej na listę International narcotics control strategy blednie.
Afera jest już znana pod nazwą Vatileaks. Według Nuzziego Benedykt XVI pod presją kard. Bertonego usunął ze stanowiska abp. Vigana domagającego się przejrzystości w zarządzaniu Państwem Watykańskim i oddalił go z Rzymu.
Watykan zareagował, wytaczając stacji proces o zniesławienie, a w komunikacie prasowym o. Lombardi mówił o bezpodstawnych oskarżeniach.
Choć Watykan oficjalnie zaprzecza ustami kard. Giovanniego Lajola, że panuje w nim „ciężki klimat”, wiadomo, że nie jest dobrze. „Maryjo, daj nam odwagę, byśmy powiedzieli nie korupcji, nieuczciwemu wzbogacaniu się i egoizmowi”, modlił się papież w dzień Niepokalanego Poczęcia w 2006 r.


Tajemniczy IOR

IOR to prywatny bank z siedzibą na terenie Państwa Miasta Watykan, założony w 1942 r. przez Piusa XII i często mylony z centralnym bankiem Watykanu – Administracją Majątku Stolicy Apostolskiej, czyli A.P.S.A. Finanse Stolicy Apostolskiej zarządzane przez A.P.S.A. są przejrzyste i dostępne publicznie, zwłaszcza że nie są to aż tak wysokie sumy. Mniej przejrzysty jest IOR, od lat uwikłany w skandale finansowe.
Instytut Dzieł Religijnych ma tylko jedno okienko i nie jest powiązany ze światowym systemem bankowym – do tej pory nie obowiązywały go stosowane na świecie normy przeciwko praniu brudnych pieniędzy. W 2008 r. majątek IOR szacowano na 5 mld euro. Bank ma otwartych ok. 44 tys. kont i oferuje oprocentowanie od 4% do 12% rocznie, a pieniądze nie są opodatkowane. Konto może być otwierane w euro lub w innej walucie. Klienci są identyfikowani poprzez zakodowany numer, a więc ich tożsamość jest chroniona. Po dokonaniu operacji nie wydaje się żadnych potwierdzeń ani dokumentów, nie ma kart kredytowych ani czeków. Wszystko odbywa się za pomocą przelewów. Do tej pory z IOR wychodziły przelewy do innych banków na świecie na bardzo duże sumy, bez podania nadawcy ani pochodzenia pieniędzy. Był to więc raj fiskalny, solidny jak banki szwajcarskie czy te na Bahamach. Ale tu nie trzeba było przemierzać kilometrów i ryzykować kontroli granicznej. Z terytorium Włoch do Watykanu można było wejść, wnosząc pieniądze w walizce.


Komitet Moneyval

Powstał w 1997 r. W jego ramach opracowano mechanizm oceny systemów przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu, którym objęto 28 państw Europy Środkowej i Wschodniej. Komitet ustala, jakie metody i środki są stosowane w walce z finansowaniem terroryzmu. Na podstawie tych danych powstaje raport, który ocenia system prawny z zakresu walki z finansowaniem terroryzmu, uwzględniając 40 Zaleceń Grupy Specjalnej ds. Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy (FATF) i 9 Specjalnych Zaleceń dotyczących Finansowania Terroryzmu.


Trupy w szafie

Watykan chowa trupy w szafie, o których się nie zapomina: krach banku włosko-amerykańskiego bankiera Michele Sindona i jego podejrzana śmierć, krach Banku Ambrosiano i tajemnicze morderstwo Roberta Calviego (zwanego bankierem Boga), konszachty z mafią, finansowanie prawicowych ruchów rewolucyjnych podczas zimnej wojny, pranie brudnych pieniędzy niewiadomego pochodzenia oraz łapówek włoskich polityków (afera Enimont), ostatnie skandale z włoskimi biznesmenami, którzy dziś siedzą w więzieniu.
Jeżeli podejrzana działalność abp. Marcinkusa mogłaby jeszcze znaleźć pewne usprawiedliwienie, że w walce z komunizmem cel uświęcał środki, to afery finansowe ujawnione po śmierci Jana Pawła II świadczą o tym, że Stolica Apostolska przez dziesięciolecia była pralnią pieniędzy.
Już w 1973 r. prezes banku watykańskiego był przesłuchiwany w sprawie prania pieniędzy i fałszywych obligacji przez Williama Lyncha, szefa Organised Crime and Racketeering – sekcji Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych. Afera znana jako Vatican Connection łączyła mafię nowojorską i Watykan, ale amerykański dygnitarz Stolicy Apostolskiej został uniewinniony z braku dowodów.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

Korespondencja dla Tygodnika Przegląd

http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/watykan-na-liscie-usa

73. Tajemnica zniknięcia Emanueli Orlandi



Gdzie jest Emanuela Orlandi, obywatelka watykańska, która zaginęła w Rzymie 22 czerwca 1983 r., w wieku 15 lat? Jej zniknięcie to jedna z największych tajemnic ubiegłego wieku, w którą są zamieszani: Watykan, Banda z Magliany, wywiady różnych krajów i tureccy terroryści z Szarych Wilków. Rodzina nadal szuka zaginionej i nie poddaje się. Po raz pierwszy jednak prosi publicznie, by Watykan przerwał zmowę milczenia. „Jeżeli po 28 latach nie można jeszcze ujawnić tajemnicy zniknięcia Emanueli Orlandi, oznacza to, że prawda przeszkadza komuś wewnątrz lub na zewnątrz Watykanu”, mówił brat zaginionej, Pietro Orlandi, podczas protestu na placu św. Piotra 18 grudnia 2011 r. Po raz pierwszy rodzina zaginionej prosi publicznie, by Watykan przerwał zmowę milczenia

Watykan wciąż milczy

„Wasza Świątobliwość, zwracam się do Was ze względu na Waszą podwójną rolę głowy Państwa Watykańskiego i przedstawiciela Chrystusa na Ziemi, aby prosić, byście uczynili wszystko, co jest w ludzkiej mocy, by ustalić prawdę o losie mojej siostry Emanueli Orlandi, która zaginęła w Rzymie 22 czerwca 1983 r. Uprowadzenie młodej dziewczyny to najpoważniejsze przestępstwo, które obraża wartości religijne i społeczeństwo obywatelskie: Emanueli wyrządzono największą niesprawiedliwość, pozbawiono ją możliwości wyboru własnej drogi życia. Ufam, że rozpoczniecie usilne i stanowcze działania, by po 28 latach organy (zewnętrzne i wewnętrzne Państwa Watykańskiego) odpowiedzialne za ustalenie prawdy podjęły wszelkie kroki i decyzje przydatne do wyjaśnienia sprawy. Tak chrześcijański gest przydałby tylko światła Waszemu pontyfikatowi, uwalniając rodzinę Emanueli i wielu, którzy ją kochali, od wyczekiwania w nieskończoność, które jest dla nas potępieniem”.
Pod tym apelem Pietra Orlandiego do papieża Benedykta XVI podpisało się w internecie ponad 40 tys. osób. Przed świętami brat zaginionej i kilkaset innych osób protestowało na placu św. Piotra przeciwko niemal 30-letniemu milczeniu Watykanu.

Przestępca spoczywa w kościele

2 lutego 1990 r. został zabity Enrico De Pedis, znany jako Renatino, boss rzymskiej Bandy z Magliany. Stało się to na ruchliwej ulicy, blisko Campo de’ Fiori. Policja mówiła o wewnętrznych porachunkach bandy.
Po 32 dniach od śmierci trumnę bandyty przeniesiono z cmentarza Verano do krypty w bazylice Sant’Apollinare. Cztery dni później kard. Ugo Poletti, ówczesny wikariusz diecezji rzymskiej oraz przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch, wydał zezwolenie i De Pedisa pochowano w kościelnej krypcie.
W 1997 r. włoska dziennikarka Antonella Stocco opublikowała w dzienniku „Il Messaggero” pierwszy artykuł na temat pochówku bossa. Tekst wzbudził żywą polemikę, a nawet dyskusję w parlamencie. Sędzia Andrea De Gasperis rozpoczął dochodzenie w tej sprawie, ale na wiele lat zapadło milczenie.
Dopiero w lipcu 2005 r., podczas programu telewizyjnego „Chi l’ha visto?” (odpowiednik „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...”), poświęconego zaginięciu Emanueli Orlandi, ktoś zadzwonił anonimowo i powiedział: „Aby rozwiązać sprawę, zobaczcie, kto jest pochowany w krypcie bazyliki Sant’Apollinare i jaką przysługę Renatino wyświadczył kard. Polettiemu“.
Dziennikarka Raffaella Notariale odnalazła fotografie grobu Enrica De Pedisa oraz dokumenty dotyczące tego dziwnego pochówku. Grobowiec z marmuru wcale nie wyglądał na skromny, jak sugeruje aktualny rektor bazyliki (dziś należącej do Opus Dei), ks. Pedro Huidobro. Kiedy go budowano, kosztował 37 mln lirów, niemało jak na owe czasy. Mimo protestów Renatino nadal spoczywa w bazylice, choć 4 lipca 2010 r. wikariat rzymski oficjalnie zezwolił na inspekcję grobowca, ekshumację zwłok i przeniesienie ich w inne miejsce.

Dlaczego zniknęła?

Emanuela Orlandi zaginęła 22 czerwca 1983 r. Miała wtedy 15 lat. Ostatni raz widziano ją właśnie na placu Sant’Apollinare, gdzie chodziła do szkoły muzycznej, gdy wsiadała do bmw kierowanego przez nieznajomego. Dziewczyna była córką funkcjonariusza Prefektury Domu Papieskiego, a więc obywatelką Watykanu. Na początku policja była przekonana, że nieletnia uciekła z domu, więc nie przykładano się do poszukiwań. Przyjaciółka i siostra wiedziały jednak, że dzień wcześniej zaczepił ją mężczyzna, proponując pracę przy sprzedaży kosmetyków Avon i oferując olbrzymie pieniądze. Tuż przed zniknięciem Emanuela telefonicznie radziła się siostry w tej sprawie. Wtedy ostatni raz rozmawiała z rodziną.
Potem do domu Orlandich dzwoniło dwóch młodych mężczyzn, sygnalizując, że widzieli dziewczynę z fletem i w okularach, która mówiła, że nazywa się Barbara, i sprzedawała kosmetyki. Z tymi informacjami, mającymi uwiarygodnić hipotezę, że Emanuela uciekła – jak się podejrzewa po latach – dzwonili ludzie De Pedisa. Naoczny świadek, strażnik miejski, zeznał, że widział, jak zaginiona wsiadała do ciemnego bmw w pobliżu senatu. Według strażnika kierowca przypominał Enrica De Pedisa, policja jednak nigdy nie podjęła tego śladu, gdyż Renatina uznawano wtedy za ukrywającego się zbiega.
Pierwszą osobą, która powiedziała głośno o porwaniu Emanueli Orlandi, był Karol Wojtyła. 3 lipca 1983 r., podczas modlitwy Anioł Pański, Jan Paweł II zwrócił się z apelem do porywaczy obywatelki watykańskiej. Dziś wiele osób zadaje sobie pytanie, skąd papież miał pewność, że nastolatkę uprowadzono, skoro policja uważała wówczas, że dziewczyna uciekła z domu.

Wymiana za Alego Agcę

Pierwsza hipoteza łączyła porwanie z zamachem na Jana Pawła II. W Watykanie odnotowano 16 telefonów od mężczyzny z charakterystycznym akcentem anglosaskim. Dzwoniącemu nadano pseudonim „Amerykanin“. Mężczyzna znał dobrze środowisko kościelne i wydawało się, że mówił lepiej po łacinie niż po włosku. Domagał się wymiany Emanueli za Mehmeta Alego Agcę i twierdził, że dziewczyna jest w rękach Szarych Wilków.
W komunikacie wydanym 20 listopada 1984 r. Szare Wilki oświadczyły, że przetrzymują dwie dziewczyny – Emanuelę Orlandi i Mirellę Gregori (która zniknęła miesiąc wcześniej, 7 maja 1983 r., i nigdy jej nie odnaleziono). Tożsamości „Amerykanina” nigdy nie ustalono. Jak podają niektóre włoskie źródła, domniemany portret sporządzony po analizie nagranych rozmów wskazywałby na abp. Paula Marcinkusa, ówczesnego szefa banku watykańskiego IOR. Informacja ta była objęta tajemnicą do 1995 r.
Jak jednak w 2008 r. ujawnił Günter Bohnsack, dawny współpracownik wschodnioniemieckiego wywiadu HVA, Stasi, przy współpracy KGB, wykorzystała porwanie Orlandi do odwrócenia uwagi od tzw. śladu bułgarskiego. Komunikaty Szarych Wilków, że dwie dziewczyny są w ich rękach, spreparowały i podrzuciły wywiady komunistyczne.
Włoski sędzia śledczy Rosario Priore, który przez lata zajmował się dochodzeniem w sprawie zamachu na Jana Pawła II, napisał w wyroku: „Deklaracje Orala Celika (członka Szarych Wilków i drugiego zamachowca na papieża – przyp. aut.) oraz dochodzenie dotyczące pewnej fotografii Agcy pokazały, że istnieje inny ślad (w sprawie porwania Orlandi – przyp.aut), tzw. ślad wewnętrzny, prowadzący do Watykanu. Ślad, który wiąże się z innymi dochodzeniami, takimi jak pranie brudnych pieniędzy przez IOR, ślad, który trudno zbadać i który pomimo zaangażowania śledczych nie przyniósł nigdy zadowalających rezultatów“.
Chodzi o zdjęcie Agcy zrobione przypadkowo przez Daniele Petrocellego
10 maja 1981 r., trzy dni przed zamachem, w parafii św. Tomasza z Akwinu, podczas wizyty duszpasterskiej papieża. Terrorysta znajdował się w sektorze, do którego można było wejść tylko dzięki zaproszeniom wydawanym przez Prefekturę Domu Papieskiego, gdzie pracował Ercole Orlandi, ojciec Emanueli. Tajemnicy fotografii nigdy nie wyjaśniono.

Kochanka De Pedisa zeznaje

Druga hipoteza wiąże porwanie Emanueli z De Pedisem. Dopiero w 2007 r. jeden z członków rzymskiej mafii, Antonio Mancini, współpracujący jako świadek koronny, ujawnił, że „mówiło się, że ktoś od nas porwał Orlandi“.
W 2006 r. Raffaella Notariale przeprowadziła wywiad z Sabriną Minardi, kochanką De Pedisa w latach 1982-1984, która powiedziała wtedy po raz pierwszy, że „to sprawa Renatina”.
23 czerwca 2008 r. Minardi, zeznając przed włoską prokuraturą, potwierdziła, że Emanuelę Orlandi porwał osobiście Enrico De Pedis na polecenie abp. Paula Marcinkusa. Dziewczynę zabito, a jej ciało zawinięte w plastikowy worek wrzucono do betoniarki w Torvaianice. Przy tej okazji De Pedis miał również pozbyć się zwłok 11-letniego syna rywala z bandy. Dziecko zniknęło jednak dopiero w 1993 r. – trzy lata po śmieci Renatina i 10 lat po porwaniu Orlandi. Dlatego zeznania kochanki De Pedisa uznano za nie do końca wiarygodne. Kobieta była też narkomanką, więc miała luki w pamięci.
Minardi opowiedziała jednak o spotkaniu porywaczy na wzgórzu Gianicolo, gdzie przywieziono otumanioną narkotykami Emanuelę, i o tym, że zawieziono ją na stację benzynową Watykanu. Tam w mercedesie z rejestracją watykańską czekał mężczyzna wyglądający na dygnitarza kościelnego, który zabrał porwaną.
Sabrina Minardi zeznała również, że Emanuela była przetrzymywana w piwnicy mieszkania jej przyjaciółki, Danieli Mobili, na ul. Antonia Pignatellego 13, i zajmowała się nią służąca zwana Tereską. Policja przeszukała piwnicę w czerwcu 2008 r. i znalazła schowek. Tereska była bliską przyjaciółką Danila Abbruciatiego, członka Bandy z Magliany, zabitego podczas zamachu na Roberta Rosonego, wiceprezesa Banku Ambrosiano, kierowanego przez Roberta Calviego.
Zeznania te naprowadziły policję na pewne ślady. W sierpniu 2008 r. odnaleziono bmw, które miało być wykorzystane do przewozu Emanueli Orlandi. Samochód od 12 lat stał w garażu Villi Borghese i nikt nigdy się nim nie zainteresował. Jego pierwszym właścicielem był Flavio Carboni (włoski aferzysta, oskarżony o zabójstwo Roberta Calviego). Później samochód przeszedł w ręce członka Bandy z Magliany.

Przełom i zastój

10 marca 2010 r. prokuratura włoska ujawniła, że jest nowy podejrzany – Sergio Virtù, którego Minardi wskazała jako zaufanego kierowcę Renatina, odsiadujący karę za oszustwo. Mężczyzna zaprzeczał, jakoby znał De Pedisa, jednak jego była konkubina przyznała się do drobnego udziału w porwaniu Orlandi.
Wcześniej, 2 lutego 2010 r., Ali Agca, podczas prywatnego spotkania w Stambule (po wyjściu z więzienia 18 stycznia 2010 r.), zapewniał brata Emanueli, że kobieta żyje i jest przetrzymywana w Szwajcarii lub we Francji. Agca obiecał dostarczyć dokumenty, które zmuszą Szare Wilki do jej uwolnienia jeszcze w 2010 r. Informacje nagrane na dyktafon pozostały tajemnicą – Pietro Orlandi ujawnił je podczas programu telewizyjnego „Chi l’ha visto?”, w czerwcu 2011 r. Agca twierdził: „Emanuela została porwana przez rząd watykański, aby uzyskać w ten sposób moje zwolnienie”, a porwanie odbyło się przy współpracy CIA i wywiadu włoskiego SISMI, polecenie wydał zaś pewien kardynał. Brat zaginionej spotkał się z kardynałem wskazanym przez zamachowca. Ten obiecał pomoc, ale wyparł się, jakoby był zleceniodawcą uprowadzenia.
Wydawało się, że dochodzenie ruszy wreszcie z miejsca – niestety tak się nie stało.
Telefon „Samotnego Wilka”
16 czerwca 2011 r., podczas programu telewizyjnego na żywo w RomaUno, w którym Pietro Orlandi mówił o swojej książce „Moja siostra Emanuela”, zadzwonił człowiek podający się za agenta wywiadu wojskowego SISMI w stanie spoczynku o pseudonimie „Samotny Wilk”. Mężczyzna powiedział, że Emanuela żyje i jest przetrzymywana w klinice psychiatrycznej Queen Elizabeth w Wielkiej Brytanii. „Samotny Wilk” oskarżył o porwanie dziewczyny różne zachodnie wywiady, a jako powód podał fakt, że jej ojciec, Ercole Orlandi, znał niewygodne dla Watykanu informacje o transakcjach finansowych. Agent samooskarżył się o nadzorowanie na pewnym etapie transportu Emanueli za granicę.
Po weryfikacji faktów okazało się, że szpitale psychiatryczne w Wielkiej Brytanii są zamknięte od lat, a jedyny, Queen Margaret Institute, znajduje się w Szkocji. Brat Emanueli poleciał tam z ekipą telewizyjną w czerwcu 2011 r. Nie pierwszy raz rodzina Orlandich szukała Emanueli poza Włochami – znowu bezskutecznie.
24 lipca 2011 r. współpracujący z organami ścigania były przestępca Antonio Mancini powiedział w wywiadzie dla „La Stampy”, że Emanuelę Orlandi porwał i zamordował De Pedis, a powodem uprowadzenia były pieniądze, które Banda z Magliany zainwestowała w watykańskim banku IOR poprzez Bank Ambrosiano Roberta Calviego i których nigdy nie otrzymała z powrotem. Deklaracja ta potwierdzała hipotezy sędziego śledczego Rosaria Priorego. Mancini powiedział także, że De Pedis zobowiązał się do zaprzestania akcji odwetowych w stosunku do Watykanu w zamian za pochówek w bazylice Sant’Apollinare.

Co naprawdę się stało?

Czy protest i apel Pietra Orlandiego do Benedykta XVI pomogą wyjaśnić tajemnicę? Trudno na to liczyć po 28 latach. Gdyby Emanuela jeszcze żyła, 14 stycznia 2012 r. skończyłaby 44 lata.
Istnieje jeszcze trzecia hipoteza przedstawiona przez dziennikarza Pina Nicotriego. Nieletnia Emanuela Orlandi została zabita w dniu zniknięcia, podczas spotkania z dygnitarzem kościelnym w Watykanie. Miało ono oczywiście cel seksualny, więc skandal zatuszowano, ciało zniknęło, a uwagę mediów i opinii publicznej skierowano na inne tory. Po tym wszystkim, czego się dowiedzieliśmy w związku ze skandalem pedofilii kościelnej, ta hipoteza może nie jest bezpodstawna...

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu

http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/tajemnica-znikniecia-emanueli-orlandi
dla Tygodnika Przegląd

niedziela, 15 kwietnia 2012

72. Pedofilia, seks i kościół czyli "Golgota", nowa książka Carmelo Abbate

Są książki, których nie chciałoby się napisać i książki, których nie chciałoby się przeczytać. Do nich, bez wątpienia należy "Golgota" Carmela Abbate, która właśnie ukazała się we Włoszech. Dziennikarz tygodnika "Panorama", autor światowego bestslleru Sex and the Vatican jest znany w Polsce ze swojego głośnego artykułu o księżach homoseksualistach w Rzymie, pt. "Szalone noce księży gejów" oraz z dochodzenia dziennikarskiego o obozach pracy na plantacjach pomidorów, w których byli wyzyskiwani Polacy.

Carmelowi Abbate odwagi nie brakuje - udowodnił to wielokrotnie w swojej dziennikarskiej pracy. Żeby napisać książkę o kościelnej pedofilii naprawdę potrzeba odwagi - nie dlatego, iż ujawnia się Bóg wie jakie sekrety watykańskie, lecz dlatego, że trzeba spotkać się z ofiarami, wysłuchać je, zrozumieć, zweryfikować ich prawdomówność. A to naprawdę boli, gdyż poznaje się tajemnice, o których wolałoby się nie wiedzieć.

W ostatnich dwóch latach światowe media pisały wiele i często o kościelnych skandalach pedofilii, ale było to zawsze metodą "ugryź i uciekaj", gdy wybuchała jakiś nowa afera. Niewielu dziennikarzy zajęło się sprawą na poważnie – tak, jak to zrobił Carmelo Abbate, śledząc wybuch i kolejne etapy skanalu w różnych krajach świata, spotykając się z wieloma ofiarami, analizując kroki podjęte przez Watykan i papieża Benedykta XVI, rozważając przyczyny milczenia jego poprzednika Jana Pawła II, rozmawiając ze specjalistami, którzy zajmują się problemem, a także z księżmi zmuszonymi do terapii w strukturach kościelnych, w których "leczy się" z uzależnienia od seksu, alkoholu czy narkotyków.

Carmelo Abbate nie jest ateistą, który w pedofilii znalazł najlepsze narzędzie walki ideologicznej z Kościołem. Jest katolikiem. Wierzy w Boga. Chodzi na mszę.

"Tej książki nie chciałem napisać. Nie miałem ochoty dotykać własną ręką cierpienia wypalającego od środka serce osób, które padły ofiarą przemocy seksualnej w dzieciństwie. Nie miałem ochoty wyobrażać sobie co myśli kapłan, który po odprawieniu Eucharystii, wyżywa swoje stłumione instynkty seksualne na dziecku." - pisze autor.


Seks i kościół


Wszyscy jesteśmy ludźmi, niezależnie od tego, czy wykonujemy zawód księdza, czy dziennikarza. Przede wszystkim jednak jesteśmy kobietami i mężczyznami, którymi na swój sposób rządzi biologia. Hormonów nie da się zagłuszyć, wykastrować. Ksiądz więc - przede wszystkim jest mężczyzną, a dopiero później kapłanem. Siostra zakonna jest kobietą.


Jak twierdzi A.W. Richard Sipe (znany ze swojej pracy naukowej pt. "Celibacy, Sex & Catholic Church") i dwukrotnie konsultowany przez Carmela Abbate przy pisaniu poprzedniej i aktualnej książki - blisko 50 procent księży katolickich, pomimo nakazu celibatu, prowadzi życie seksualne. 20-25 procent utrzymuje relacje heteroseksualne z kobietami, 15 procent księży jest homoseksualistami i ma przygody lub związki stałe z innymi mężczyznami (także z innymi duchownymi), 6 procent mężczyzn w sutannach jest pedofilami.

Chyba nie ma na świecie większego autorytetu w sprawach seksu, celibatu i kościoła katolickiego niż Sipe. W 1953 r., został zakonnikiem benedyktyńskim, a w 1959 księdzem. Po 18 letniej służbie bożej podziękował instytucji kościelnej, zdjął koloratkę i ożenił się. Żyje w związku małżeńskim od 35 lat i ma syna. Przez wiele lat Kościół katolicki wykorzystywał go jako swojego zaufanego człowieka do rozwiązywania problemów z kapłanami, którzy "zboczyili z drogi". W latach 70-tych chciano go wysłać do pracy do specjalnego ośrodka na Wyspy Bahama, gdzie Watykan odsyłał księży, którzy w Stanach Zjednoczonych mieli pierwsze problemy z powodu pedofilii - nie tyle po to, aby ich leczyć, lecz po to, aby ich chronić przed amerykańskim prawem. Wtedy Sipe podziękował... Dziś swoje życie i pracę zawodową poświęcił całkowicie badaniu zdrowia psychicznego osób duchownych. Napisał wiele znanych książek na ten temat i był powoływany na biegłego w ponad 250 procesach o pedofilię w USA i Kanadzie.


Ilu jest księży pedofilów?


Ma rację Watykan, gdy broni się, mówiąc, że większość przypadków pedofilii ma miejsce poza Kościołem - w rodzinie, w internatach, w więzieniach. Kultura milczenia i brak jakiejkolwiek zdolności obrony ze strony niewinnych, najmłodszych ofiar spowodowały, że przemoc seksualna na dzieciach jest plagą społeczną od wieków, ale jest to tabu. Nie jest prawdą natomiast, że 6% księży dopuszczających się czynów pedofilnych to marginalna, statystyczna mniejszość, do której nawet nie warto przywiązywać wagi... biorąc pod uwagę fakt, że pedofilia jest przestępstwem seryjnym i zwykle ofiarami jednego "potwora" w sutannie pada od kilku do kilkudziesięciu dzieci - jak pokazują choćby przypadki ks. Marcial Maciela Degollado, który przez dziesięciolecia wielokrotnie molestował przynajmniej 30 nieletnich, ks. Brendana Smytha, który w Irlandii został skazany za molestowanie 74 dzieci i jego kolegi ks. Seána Fortune'a, który był oskarżony o molestowanie 66 nieletnich, ale przed procesem popełnił samobójstwo.

Zdaniem Klausa Beiera z Instytutu Medycyny Seksualnej na Uniwersytecie Charité w Berlinie, z którym rozmowę Carmelo Abbate przytacza w "Golgocie", pedofilia to orientacja seksualna tak jak heteroseksualizm czy homoseksualizm (można oczywiście się z tym niezgodzić). Beiera od lat prowadzi terapię z osobami o skłonnościach pedofilskich, wśród nich jest też wielu księży. Nie wszyscy pedofile dokonują czynów pedofilnych i nie wszystkie osoby, które dopuściły się nadużyć seksualnych na dzieciach lub nieletnich są pedofilami. Abbate przytacza w swojej książce list mężczyzny, ojca rodziny, który otwarcie deklaruje, że jest pedofilem, ale nigdy nie przeszedł od myśli do czynu. O pedofilii wciąż wiemy zbyt mało - dlatego tak bardzo ważne jest dogłębne poznanie problemu, a nie udawanie, że nie istnieje - tak jak to nadal robi Kościół, ograniczając się jedynie do publicznych deklaracji i pokazowych spotkań papieża z wybranymi ofiarami.

Problem jest i to poważny, gdyż młodzi ludzie, którzy wchodzą do seminariów są zwykle niedoświadczeni i niedojrzali seksualnie, ich seksualność rozwija się w monoseksualnej kulturze Kościoła, i jest tłumiona, represjonowana przez nakaz celibatu, aż w końcu wentylem bezpieczeństwa staje się seks potajemny, ukryty. Wielu młodych chłopców czując, że z ich seksualnością jest coś nie tak i że fakt, iż nie interesują ich kobiety będzie napiętnowany w środowisku w jakim żyją, ucieka do seminarium - a tam ich tendencje zamiast wygasać, rozkwitają w kulturze monoseksualnej.

Nie jest już tajemnicą, że jedni księża chodzą na prostytutki, inni mają relacje z konkubinami lub siostrami zakonnymi, ci o tendencjach homoseksualnych znajdują sobie kochanków lub partnerów w Kościele lub poza nim, a 6 procent (jeżeli przyjmiemy szacunki profesora Sipe), wyżywa swoje stłumione instynkty na nieletnich.

Ale ilu jest księży pedofilów? Jeżeli na świecie jest około 410.593 tys. księży katolickich, biorąc dane z Kościelnego Rocznika Statystycznego 2009, to owe 6% daje nam 24.635. Mało to czy dużo?


Dlaczego ksiądz staje się pedofilem?


To pytanie zadaje sobie ostatnio wielu ludzi na świecie i w internecie można je znaleźć w różnych językach. Czy jednak jest to pytanie postawione właściwie?

Pytanie jakie powinniśmy raczej postawić powinno brzmieć: Jak to możliwe, że przez tyle lat (a w rzeczywistości przez stulecia), nadużywanie seksualne dzieci było tolerowanie i kryte w Kościele katolickim?

Na początku skandalu, także Watykan zastanawiał się skąd się biorą księża pedofile?, dając niewybredne odpowiedzi, najchętniej na łamach watykańskiego portalu "Pontifex.roma”, przez usta kard. Tarcisio Bertone i ojca Raniero Cantalamessa (specjalistę od kazań papieskich). Przyczyną pedofilii jest homoseksualizm, skandal pedofilii to zmowa masonów i ateistów, a ich atak na Kościół przypomina najbardziej wstydliwe aspekty antysemityzmu. Oto odpowiedź, jakiej udzieliły hierarchie watykańskie. Aż nie chce się wierzyć...

Także Carmelo Abbate w swojej książce "Golgota" zastanawia się przede wszystkim właśnie nad tym, dlaczego w Kościele jest tylu bezkarnych pedofilów i dlaczego byli oni (i są nadal) kryci? Dziennikarz nie daje jednak własnych, przemyślanych odpowiedzi lecz ukrywa je w słowach swoich bohaterów, z którymi rozmawia: ofiar, specjalistów, a także księży pedofilów, którzy nie wiedzą, że to co mówią rejestruje ukryty mikrofon. Konkluzje jakie można wyciągnąć na koniec są naprawdę przerażające.

Po pierwsze i przede wszystkim Watykan nie chce jakichkolwiek skandali. Z tego właśnie powodu, przez lata, wszyscy księża, którzy dopuścili się nadużyć seksualnych na nieletnich byli przenoszeni z parafii do parafii, ukrywani w kościelnych ośrodkach terapeutycznych, gdzie bardziej od skuteczności terapii liczyła się ich ekstraterytorialność lub wysyłani na misje do Ameryki Łacińskiej lub do Afryki, gdzie mogli robić z dziećmi co chcieli (emblematyczny przykład księdza Jamesa Tully, który dopuścił się wielu nadużyć seksualnych na nieletnich w Sierra Leone).

Po drugie, Ojcowie Kościoła nie uważają pedofilii za przestępstwo lecz za grzech; według prawa kanonicznego gwałty na dzieciach nie są karane więzieniem, lecz co najwyżej grozi za nie zredukowanie do stanu laickiego i to tylko w najgorszych wypadkach, biorąc pod uwagę niską ilość powołań i deficyt personelu duchownego. Na pierwszym miejscu jest ochrona księży. Język kościelny jest pełen eufemizmów i nie używa nigdy słowa "przestępstwo".

Po trzecie trzeba rozróżnić pomiędzy dzieckiem (w okresie przedpokwitaniowym) i nieletnim. W większości przypadków ofiarami nadużyć seksualnych ze strony księży są nieletni. Wtedy nie tylko nie należy mówić o pedofilii, ale przede wszystkim należy zastanowić się kto kogo zwiódł na pokuszenie, bo jeżeli czternastoletni, nieświadomy chłopczyk nie opiera się awansom seksualnym księdza, to znaczy, że to lubi i tego potrzebuje. W mentalności kościelnej panuje powszechne przekonanie, zarówno wśród księży, którzy "zboczyli z drogi", jak i wśród ich przełożonych, że odpowiedzialność za grzech ponosi nie ksiądz lecz jego ofiara.

Po czwarte - Bóg wszystko widzi i na wszystko patrzy, więc jeśli nie porazi na miejscu kapłana, który grzeszy, to znaczy, że mu wybacza, że jest miłosierny. Oto co myślą kapłani, którzy po odprawieniu Eucharystii, przemieniają się w pedofilów.


Dziennikarze atakują Kościół?


Są rzeczy, których nie chce się pisać i rzeczy, których nie chce się czytać. Bo bolą. Mnie w książce Carmela Abbate najbardziej zabolał żart księdza Sergia, który siedząc w barze ze swoim kolegą księdzem pedofilem, na widok przechodzącego małego dziecka mówi: "Czyżby Bóg nam go zesłał?"

Jak mi powiedział Carmelo Abbate - "Jeszcze dwa, trzy lata temu nie mógłby napisać "Golgoty", a jeżeli by ją nawet napisał, nikt by mu jej nie wydał". Dziś książka wyszła, ale na razie media o niej milczą, bo dziennikarzy przede wszystkim cechuje wysoka autocenzura. Poza tym nikt nie chce pisać o rzeczach zbyt bolesnych.

Dlaczego więc niektórzy dziennikarze, pomimo wszystko, decydują się przebyć krzyżową drogę pedofilii? Nie dlatego, że z powodów ideologicznych chcą dokuczyć Kościołowi, lecz dlatego, że opinia publiczna chce poznać całą prawdę. To społeczeństwo zaczęło patrzeć okiem krytycznym na instytucję reprezentującą Boga na Ziemi.

Są książki, których nie chciałoby się napisać i książki, których nie chciałoby się przeczytać i o których nie chce się mówić. Pedofilia to jednak "góra cierpienia", to współczesna Golgota, której ani historia, ani opinia publiczna, ani Kościół nie może omijać.


Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu